Reading Time: 5 minutesSkrzywdziłam mojego pierwszego syna.
W dobrej wierze rzecz jasna. No przecież nie chciałam dla niego źle, a wręcz odwrotnie!
Mechanizm wyparcia działał u mnie bardzo długo (tak z 2 lata), ale gdy już dotarła do mnie ta bolesna prawda...
Jest z nami! Pamiętam to cudowne uczucie, gdy nasz pierworodny syn pojawił się w końcu na świecie. Byliśmy przeszczęśliwi! Dumni! Z tyloma światłymi planami co do jego przyszłości i rozwoju!
Jako dojrzała mama (rodzilam w wieku 33 lat) zaopatrzylam się w liczne książki i poradniki. Nie będę przecież szła na żywioł z wychowaniem mojego prawdopodobnie jedynego dziecka!
Wychowam mój skarb na wspaniałego człowieka, pewnego siebie, szczęśliwego - ten cel przyświecał mi do lektur.
I się zaczęło. Przeczytałam mnóstwo tytułów i zaczęłam stosować porady tj: "wsłuchaj się w dziecko", "podążaj za dzieckiem", "zejdź do poziomu dziecka", "tłumacz dziecku świat", "pomoż dziecku w jego emocjach", "bądź przy dziecku", "traktuj dziecko poważnie"...
No i gdzie problem? - spytacie - przecież porady jak najbardziej ok, w duchu najpopularniejszych obecnie metod wychowawczych.
Ano w UMIARZE - odpowiem - w UMIARZE...
Nie widziałam nic złego w tym, że przerywam rozmowę z koleżanką bo moje dziecko czegoś ode mnie potrzebuje. Co 15 sekund. Czasem częściej. Przecież traktuję je poważnie!
Nie widziałam nic złego w tym, że na spacerze mówię do syna o świecie, na okrągło, nawet gdy jestem już naprawdę zmęczona i dziwiłam się mamom, które mijałam na spacerze, a które nic nie mówiły do swoich nieśpiących w wózkach dzieci (no chyba z lenistwa)! Ba... myślałam jak biedne są te dzieci, że ich mamy "nie są z nimi". Przecież trzeba dziecku objaśniać świat!
Nie widziałam nic złego w tym, że podczas odwiedzin znajomych siedzimy całe spotkanie w pokoju dziecinnym na dywanie, bo tam chce być moje dziecko i zmuszam gości do zabawy z nim - przecież trzeba wsłuchiwać się w dziecko, podążać za nim i zejść do jego poziomu!
I na koniec nie widziałam nic złego w tym, że angażowałam się w absolutnie każdą interakcje mojego syna z rówieśnikami w piaskownicy tłumacząc mu co kto i kiedy miał na myśli /poczuł i jak należy się zachować. O tym, co myślałam o mamach siedzących na ławkach obok i obserwujących swoje szkraby z takiej odległości, które nie bawią się z nimi w piasku i nie dzielą tego doświadczenia z nimi nawet nie wspomnę, bo to niecenzuralne.
Naprawdę nie wiem, gdzie byśmy z synem skończyli, gdyby w naszym świecie nie pojawił się drugi brzdąc.
Rozmawiając z mamami na temat nadopiekuńczości to właśnie ten moment wskazują jako przełom w wychowaniu starszego potomstwa.
Pamiętam wyrzuty sumienia jakie czułam po urodzeniu drugiego syna związane z tym, że nie będę miała już tyle czasu dla Starszaka jak dotychczas (jak on się teraz będzie wolno rozwijał! jak on sobie da radę z rówieśnikami? kto mu teraz wytłumaczy co się dzieje jak ja będę zajęta Młodszym?) i poważne wątpliwości, gdy słyszałam tekst, że w zamian "dużo dostanie od brata". Co mu ten mały brat da tak właściwie, hę?
A faktycznie dał!
Przede wszystkim WOLNOŚĆ!
Uwolnił Starszaka ode mnie (jakkolwiek cierpko to brzmi). Dał mu samodzielność, poczucie kompetencji i sprawczości, dał przynależność i poczucie bycia potrzebnym. Dał to wszystko, co jako nadopiekuńcza mama Starszakowi zabierałam w imię jego dobra, a co leży u podstaw Pozytywnej Dyscypliny, której celem jest wychowanie ludzi samodzielnych, radzących sobie w życiu, stabilnych emocjonalnie, potrafiących budować swoje grupy wsparcia, szczęśliwych.
Widzę to wszystko z perspektywy dwóch ostatnich lat, podczas których mój Starszak zmienił się z wiecznie niezadowolonego egoisty w potrafiącego dbać o swoje potrzeby samodzielnego pewnego siebie chłopca.
Super, powiecie. To mnie nie dotyczy.
Też tak o sobie myślałam.
Sprawdź ze mną czy nadopiekuńczość dotyczy Ciebie!
Trochę pół żartem, a trochę pół serio mówię, że łatwo rozpoznać mamę z jedynakiem na placu zabaw od mamy, która opiekuje się drugim albo kolejnym swoim dzieckiem.
W efekcie moich nadopiekuńczych zachowan 3,5 letni Starszak nie jeździł na rowerze a 1,5 roczny Maluch pomyka aż miło popatrzeć.
W wielkim skrócie: nadopiekuńczość to usuwanie z życia dziecka przeszkód. Nie pozwalanie mu na frustrację, rozczarowanie i ból.
Nadopiekuńczości można rozpoznać po:
Wystarczy, że 5 z tych punktów odnosi się do Ciebie i masz przepis na następującą własną i dziecka przyszłość (z przymrużeniem oka):
– on/ ona dzwoni coraz rzadziej. Kiedy ty dzwonisz, słyszysz poirytowane „Mamooooooo…"
– on/ ona przyjeżdża coraz rzadziej (unika wspólnego czasu). Ty czujesz ucisk w piersi, ból w żołądku – masz poczucie straty
– nigdy nie słyszysz: „Mamo, potrzebujesz czegoś?" – wciąż liczą się tylko potrzeby twojego dziecka
– słyszysz natomiast siebie, jak mówisz: „Dlaczego się tak zachowujesz, przecież tyle Ci poświęciłam" albo: „Oczywiście, zachowuj się tak, boli mnie serce"
– nie cierpisz wszystkich ludzi, którzy są blisko twojego dziecka. Nienawidzisz jego partnera (partnerki). Znajdujesz milion wad tej osoby. Wydaje się, że twoje ukochane dziecko zasługuje na kogoś lepszego
– wtrącasz się w życie Twojego dziecka, choć sama siebie oszukujesz, że robisz to z dobrej woli.
– zazdrościsz wszystkim, którzy mają z dziećmi dobrą relację
– czujesz się oszukana (rozgoryczona) przez los
– partner (partnerka) twojego dziecka za tobą nie przepada i trudno się dziwić
– twoje dziecko nie jest za nic ani za nikogo odpowiedzialne
– twoje dziecko boi się wyzwań. Kiedy tylko może to ucieka: w alkohol, w seks, w narkotyki
Nie.
Spisałam tę straszną wizję przyszłości w formie być może przejaskrawionej, abyś zobaczyła do czego może z dużym prawdopodobieństwem dojść.
Jeśli myślisz, że nadopiekuńczość sprawi, że twoje dziecko będzie silne, kochane, bezpieczne to się bardzo mylisz. Krzywdzisz je. Czy zdawałaś sobie z tego sprawę?
Gdy już uświadomisz sobie swoją nadopiekuńczość i zwalczysz mechanizm wyparcia ("mnie to nie dotyczy") droga jest naprawdę prosta!
Aby ukształtować szczęśliwego dojrzałego człowieka trzeba pogodzić się z kilkoma faktami:
Gorąco polecam Pozytywną Dyscyplinę i ponad 50 bardzo bardzo konkretnych technik jak powyższe wcielać w życie. U nas dzała!
Pokochałam Pozytywną Dyscyplinę za pozytywne efekty i zmiany w zachowaniu mojego Starszaka. Widzę jego moc! I on też ją czuje. Teraz jestem obok, a nie zamiast niego w jego życiu 🙂
Nadopiekuńczości mówię stanowcze: ŻEGNAM!
Autorka: Sylwia Kobus
Reading Time: 5 minutes